k-pop · Korea · koreański show-biznes · kulisy k-popu · pop-kultura

Kulisy k-popu: finanse gwiazd

Jeśli jesteście czytelnikami mojego bloga, to wiecie doskonale, że życie gwiazdy k-popu nie jest usłane różami. Więcej w nim kolców, niż delikatnych i wonnych kwiatków. Młode bożyszcze tłumów na co dzień muszą zmagać się z chronicznym przepracowaniem i zarwanymi nocami (więcej tutaj), nierealnymi oczekiwaniami (tutaj), brakiem możliwości decydowania o własnej karierze a nawet o życiu prywatnym (tutaj), presją doskonałości w każdym calu (tutaj) i szalonymi fanami (tutaj i tutaj) na dokładkę. Hm, za tyle wyrzeczeń i stresu należy im się chociaż jakiś rozsądny zarobek, prawda?

money

Pewnie i się należy, ale większość agencji gwiazd ma swoje dojne krowy podopiecznych w głębokim poważaniu. Nie jest wielką tajemnicą, że nadrzędnym celem show-biznesu jest zarobek (z jakiegoś powodu nazywa się przecież „biznes”). Z biegiem lat mam jednak wrażenie, że dla większości producentów i „twórców” zysk jest jedynym celem, dążenie do którego uświęca wszystkie środki. Tak jak w wojsku, szkoląc żołnierzy, nie używa się nigdy określenia „człowiek po drugiej stronie barykady”, tylko „siła wroga”, tak samo trenujący pod skrzydłami agencji młokosi i wypromowane już gwiazdy nie są niczym innym jak marionetkami, które mają podrygiwać w takt muzyki, którą im się gra.

Sądzicie pewnie, że teraz trochę przesadziłam. Dajcie mi jednak szansę wyjaśnić mi, co skłoniło mnie do podobnych przemyśleń.

Okres, w którym młodzi pretendenci do miana gwiazd przygotowują się do swojego debiutu (tzw. „trainee years”), można rozumieć jako „szkołę” przyuczającą do wykonywania zawodu. Modzi nie zarabiają jeszcze na siebie, za to chodzą na zajęcia śpiewu, tańca, itp., więc dlaczego, inaczej niż cała reszta populacji, mieliby za to dostawać wypłatę. Tylko największe agencje (SM, JYP, YG) nie pobierają za ten okres opłat od swoich uczniów. Mniejsze agencje skrupulatnie liczą koszty (wypłaty dla nauczycieli, wynajem pomieszczeń, itp.) i obciążają nimi konto (rodziców) ucznia. Większość agencji idzie jednak młodzieży szkolnej na rękę i udziela im swojego rodzaju kredytu. Zamiast co miesiąc inkasować czesne, zapisują w umowie, że pierwsze zyski przyszłej gwiazdy zostaną przeznaczone na spłatę owego długu. Brzmi sensownie i sprawiedliwie.

block-b-very-good-money

Wyzysk zaczyna się natomiast z dniem debiutu. Owy „dług” wciąż rośnie, pomimo ukończenia szkoły gwiazd. Z jakiegoś dziwnego powodu koszty związane z wyprodukowaniem klipów promujących piosenki, styliści, fryzjerzy, wynajem studio nagrań, stroje sceniczne, choreografowie (lista jest długa!) wciąż dopisywane są na konto członków zespołu. Nie wiem jak Wy, ale ja nie znam firmy, w której pracownicy mają regularnie potrącane z wypłaty koszty zakupu i użytkowania sprzętów, niezbędnych do ich pracy. To tak, jakby robotnik fabryczny musiał płacić z własnej kieszeni za wynajem hali, zakup maszyn i części, by mógł wyprodukować coś, czego on sam nie będzie sprzedawał… Nawet moje przedszkole nie potrąca mi z pensji za zużyte długopisy i kartki, co więcej to oni dają mi przyzwoity budżet do wydania każdego roku na kredki, gry i inne kreatywne dobra dla dzieciaków.

OK, taka jest umowa pomiędzy agencją a wykonawcami. Działanie w show-biznesie jest związane z dużym ryzykiem, małe wytwórnie wolą się w ten sposób zabezpieczyć, rozumiem. W takim razie 100% zysków z występów i sprzedaży powinno trafiać na konto zespołu, prawda? Ponieśli już przecież wszystkie możliwe koszty, więc coś im się należy. Otóż nie. „Dobre” agencje dają swoim podopiecznym 20% gaży uzyskanej z występów w programach telewizyjnych itp., pozostałe 80% ląduje na koncie agencji. Częstą praktyką jest również podział 10% – 90% i to bynajmniej nie na korzyść artystów!

gdragon money

Dla przykładu, debiutujący zespół dostaje od stacji telewizyjnej ok. 4 tys. dolarów za występ. 80% zatrzymuje agencja (3,2 tys $) a zespół zagrania 20% (800 $). Sumę tę musimy jeszcze podzielić przez ilość członków zespołu (czego, jak czego, ale tego w k-popowych zespołach nie brak!) Powiedzmy, że mamy siedmiu chłopa, a więc każdy za występ zarabia nieco ponad 100 $. Niestety, owej stówy nie może nawet powąchać, bo ta z automatu trafia do kieszeni agencji tytułem „spłaty długu”.

Na początku kariery, wszystko się jeszcze kula, bo ludzie ciekawi są nowości. Debiutujący zespół zapraszany jest dość często do różnych programów, w dobrym okresie mają po 6-7 występów w miesiącu. Z biegiem czasu tych zaproszeń jest jednak coraz mniej. W branży mówi się, że po upływie 2-3 lat następuje stagnacja i po tym czasie albo zespół wypływa na szersze wody albo znika zupełnie ze sceny i zostaje rozwiązanych z powodu braku zainteresowania.

Nie powinno zatem dziwić, dlaczego koreańscy celebryci tak chętnie biorą udział w kampaniach reklamowych i programach rozrywkowych wątpliwej jakości. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, jakim innym sposobem można wyjść na prostą, jeśli chce się wciąż działać w zawodzie. Podobno bardzo popularny swojego czasu girl band AOA wyrównał swój rachunek dopiero po trzech latach działalności, czyli gdzieś w 2015, kiedy to dziewczyny brylowały na listach przebojów a Seoul zalepiony były reklamami różnorakich produktów z ich udziałem.

AOA

Na tym tle nasi znajomi giganci: SM, JYP i YG Entertainment wydają się być najlepszą opcją. Po pierwsze: ich szkoła gwiazd jest bezpłatna, po drugie: twórcy nie mają długów, tylko normalne kontrakty z ustalonym odgórnie miesięcznym wynagrodzeniem. Swojego czasu częstą praktyką były długoterminowe kontrakty na 10-15 lat. Na początku kariery miesięczna presja wydaje się być dobrym rozwiązaniem, bo niezależnie od popularności zespołu, członkowie mają stałe i pewne źródło utrzymania. Tylko nieliczni przebijają się na sam szczyt, zdecydowana większość ginie w morzu podobnych zespołów, nie wyróżniając się niczym szczególnym. Firmy, zdając sobie z tego doskonale sprawę, nie oferują w związku z tym zbyt wysokich wypłat swoim podopiecznym. Gdy jednak dany zespół lub artysta osiągnie sukces i zarabia miliony, nagle głodowa pensja i kolejne 10 lat takiej wypłaty nie wyglądają nęcąco. Właśnie taka sytuacja stała się powodem rozpadu mojego ulubionego DBSK. Jaejoong, Yunsu i Yoochun postanowili zawalczyć o swoje prawa, podczas gdy Yunho i Changmin pozostali wierni SM Entertainment (więcej o tej sprawie tutaj).

Na zakończenie warto wspomnieć, że z danych urzędu podatkowego wynika, iż 1% najpopularniejszych piosenkarzy (45 sztuk) zarobiło w roku 2016 średnio po ok 2,7 miliona dolarów na głowę, co stanowi 45% całości dochodów uzyskanych przez wszystkich piosenkarzy w Korei Południowej. Z kolei 10% najpopularniejszych piosenkarzy (458 sztuk) zarobiło średnio po 541 tys. dolarów. Suma ta pokrywa 89% całości piosenkarskich dochodów!

Cała reszta, a więc owe 90% piosenkarzy (4129 sztuk) zarobiło średnio po 6800 dolarów w ciągu roku, co daje średnio 570 dolarów miesięcznie. Warto zaznaczyć, że jest to średnia arytmetyczna, a więc kilku zarabia dużo więcej, a sporo zupełnie nic. Tak w ramach ciekawostki, dodam tylko, że płaca minimalna w Korei wynosi ok. 983$ miesięcznie, albo niecałe 5$ za godzinę (źródło tutaj).

money 2

Możecie mi wierzyć, że żyję na tym świecie dostatecznie długo, by rozumieć, że show-biznes nie jest fabryką marzeń, tylko najzwyklejszym przemysłem nastawionym na zysk. Trudno oczekiwać od agencji, by działały charytatywnie i sponsorowały młodych i zdolnych. Dysproporcja podziału zysków jest jednak tak ogromna, że trudno ją zignorować. Mam wrażenie, że agencje wykorzystują fakt, że kariera w k-popie jest marzeniem wielu młodych ludzi, którzy są gotowi poświęcić wszystko, byle dostać szansę dostania się do branży. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nastolatkowie, którzy pukają do drzwi agencji, nie mają pojęcia, na co się piszą. Owi zmotywowani 14, czy 15-latkowie nie myślą o pieniądzach (przynajmniej nie długoterminowo), tylko czują się, jakby złapali Pana Boga za nogi, gdy ktoś położy przed nimi kontrakt. Przez to, że tak wielu stara się przebić do branży, nikt nie kwestionuje obowiązujących zasad w strachu, że agencja im po prostu podziękuje i znajdzie kogoś nowego na to miejsce.

Jak długo kariera idola k-popu będzie numerem jeden na liście marzeń nastolatków (więcej tutaj), tak długo ten wyzysk będzie działał. Wiem, że niewiele możemy w tej kwestii zrobić, ale warto wiedzieć, na wygląda życie naszych podrygujących, skośnookich ulubieńców.

Co Wy sądzicie na temat zarobków gwiazd i oferowanych ich kontraktów? Też zakwalifikowalibyście to jako wyzysk, czy po prostu jako twarde prawa biznesu?

ha-sungwoon

P.S. Wiem, że temat dość przygnębiający, ale fajnie wrócić na te łamy! 😀

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

10 myśli na temat “Kulisy k-popu: finanse gwiazd

  1. Taaak! Mam nadzieje, ze to powrot na dluzszy chociaz czas. Nie oceniam, jedynie chcialabym dluzej poczytac, to co nam podrzucisz. Ciesze sie przeogromnie, ze jestes znow! ❤️
    A co do tematu… Co rozsadniej myslacy zdaja sobie sprawe jak jest, dobrze ze podalas stawki, staje sie to bardziej realne.
    Pokusisz sie moze o wpis o mieszkaniach? Porownanie dormow zespolow debiutujacych z malych agencji z tymi juz majacymi swoje miejsce moze tez dac niezly obraz. Tym bardziej, ze nie kazdy “zarabiajacy” zespol mieszka w odpowiednich warunkach.

    Polubienie

  2. Jak to powiedział Pietrek „biznes is biznes” 😛
    akurat ja byłam świadoma tych ‚zasad’ ale jest wielu fanów kpopu którzy myślą że idole żyją w raju, są bogaci i piękni… ale choć mają nieraz ciężko to (wydaje mi się) że nie ma tam takiego bagna jak w Ameryce / Anglii – podoba mi się to że skandal (typu pobicie itp) nie robi lepszego tła dla np płyty itp
    Mają ciężko ale chyba się to sprawdza skoro tak to się rozrasta 🙂

    Polubienie

    1. Rozrasta sie bo i, ze tak powiem, rynek zbytu sie rozrosl (zwlaszcza ostatnimi czasy), ale wyzysk pozostaje taki sam. Tylko mam wrazenie ze jest lepiej kamuflowany.
      I nie mozna mowic, ze przeciez te dzieciaki podpisujac kontrakt wiedzialy na co sie „pisza”, a i takie opinie czytalam. Moze z grubsza cos im tam switalo, ale mysl „bede slawny.. bogaty.. pokaze na co mnie stac… stane sie duma rodziny” przycmila wszystko a potem byly juz malo kolorowe realia…
      Nie ma bagna…? no nie wiem… w obliczu tego co sie ostatnio dzieje smiem twierdzic, ze bagno jest i to calkiem spore.

      Polubienie

    2. Wiesz, wydaje mi się, że wcale nie jest lepszy – a pod pewnymi względami nawet gorszy. Oczywiście, jak już to zauważyła Walerianka, w biznesie najważniejsze jest to żeby kasa się zgadzała. I nie ma znaczenia czy mówimy o przemyśle muzycznym na wschodzie czy zachodzie. Odnoszę jednak wrażenie, że zachodni artyści mają jednak jakąś namiastkę życia prywatnego w porównaniu do kpopowych. Przede wszystkim w Korei każda pierdoła urasta do rangi wielkiego skandalu, za który idole muszą obsypywać głowy popiołem i kajać się przed fanami nawet jeśli mają do czegoś prawo —> czytaj: randkowanie, choroba itp. Nie wspominając o tym, że w wytwórniach zdarza się, że stosują przemoc. Przecież jakiś czas temu wyszło na jaw, że CEO wytwórni bił, a nawet podduszał dzieciaki w zespole! Zdjęcia siniaków, które upubliczniono, ścinały krew w żyłach. Uważam, że na zachodzie, nikt by się tego w wytwórni nie dopuścił, bo liczyliby się z tym, że podopieczni nie siedzieliby pokornie znosząc to w milczeniu. Ale wydaje mi się, że to już raczej sprawa kulturowa. W Azji sprawa przemocy to temat rzeka, na którą niestety jest większe przyzwolenie.

      Polubienie

  3. Co za miła niespodzianka- znów aktywna Walerianka 🙂

    Artykuł bardzo na czasie.
    Właśnie obserwujemy skutek tych działań finansowych na przykładzie największej afery w kpopie, którą rozkręcił hiperaktywny Seungri.
    W wywiadach i BBTV często wspominał, że przed debiutem i na początku kariery byli bardzo biedni, więc po nocach uczył się języków obcych i ekonomii, żeby nie wkładać „wszystkich jajek do jednego koszyka” i w razie utraty popularności mieć jeszcze jakieś pewne źródło dochodu.
    Jego biznesy były niezliczone – od sklepów z goframi i restauracji z ramenem, po udziały w firmach muzycznych (NHR), kosmetycznych, budowlanych, szkołach tańca, a w końcu (nomen-omen) – w nocnych klubach.

    Trudno powiedzieć, dlaczego akurat on z całego celebryckiego kpopowego światka miał taką traumę i tak bardzo pragnął pieniędzy, że przestał nad wszystkim panować, zaczął brnąć w omijanie podatków i stracił zdrowy rozsądek w nadskakiwaniu inwestorom?

    Polubienie

  4. Bardzo fajnie się ciebie czyta, wpadłam tu po lekturze Twojego poprzedniego bloga. Widzę, że nie jesteś może bardzo aktywna, ale z przyjemnością przeczytam więcej wpisów, jeśli takowe będą 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz